środa, 20 czerwca 2012

torba borba ósme smake

Mówi się, ze torebka kobiety winna pasować do butów. Nic bardziej błędnego. Tak sie MÓWIŁO!!

Nie podoba mi się, jak torba pasuje do butów. Na codzień uważam to za zbędną konieczność. Na wyjścia - torebka moze pasować do dodatku, a buty do koloru sukni.
Słyszałam też, że jak buty nie pasują do torebki, to znaczy, ze pasują do koloru bielizny. To ciekawa teoria, mi się osobiscie podoba. Nie znam nic bardziej sexi, jak kobieta ubrana w piękną bieliznę bądź śliczną koszulkę nocną plus delikatne, niemalże niezauważalne szpileczki pod kolor.

Sama niestety chodzę w starej bawełnianej anty seksownej koszuli nocnej która mi pozostała po ciaży jeszcze... ale to inna histo(/e)ria...

Wracajac do tematu toreb - podziwiam osoby, które mają zielone buty i złote torby :) uważam, że torba kobiety (zarówno kolor jak i kształt no i oczywiscie wnętrze) to odzwierciedlenie jej stanu umysłu. Nie widzę sensu łączenia tego z butami!!

Wobec krótkiego powyższego wywodu, zachęcam do zabawy.

Jezeli ktoś chce, niech umiesci u siebie baner z linkiem i z podpisem


"Moja torba, mój szalony umysł":


(zdjęcie zaczerpniete z tej strony)

Zapraszajmy wszystkie kobietki chętne podzielenia się własnymi zdjęciami z własnymi torebkami.

 Przesyłajcie do mnie Wasze zdjęcia z codzienną (podkreślam - codziennie używaną do pracy, szkoły czy na zakupy) torebką. Mogą to być dwa zdjęcia (torba na Waszym ramieniu bądź sama torba z wnętrznosciami).

Zdjęcia będę umieszczała na blogu w tym poście a chętni będą zostawiać komentarze.
Nie ma konkursu, nie będzie nagród. Będzie swobodna wymiana myśli i bezpieczne oceny umysłu właścicielki danej torebki :)

Co myślicie o takiej zabawie?

Pozdrawiam!

PS. Swoje zdjecie także niedługo wstawie do tego posta! :)

piątek, 9 marca 2012

był dzień kobiet...

dzień jak codzień...
zostałam poczęstowana ptakim mleczkiem w pracy z czego nie skorzystałam i bardzo uprzejmie podziękowałam... nie, że się odchudzam, ale nie można jeść ptasiego mleczka na pusty żołądek!... miałam powiedzieć, że skorzystam jak już sie najem śniadaniem, ale pomyślałam, że pewnie do tego czasu wiekszość zniknie a reszta będzie zaznaczona przez kogos palcem ;-)
kolega z pracy miał nam wręczyć rajstopy, ale ponieważ wszystkie mu sie podarły to zrezygnował i pogratulował nam tak pieknego dnia .... ;-DD

W sumie bym sie nad tym nie zastanawiała gdyby nie fakt, że wracajac do domu i czekajac na autobus - mijały mnie co chwila jakieś panie z kwiatami. I dumałam sobie, czy być szczęśliwą, że sie tego kwiata do domu nie dźwiga, czy wręcz przeciwnie - czuć się tą gorszą i brzydszą?...
Umówmy się - większosć niosąca piękne bukiety to raczej samotne niewiasty, wystrojone na codzień i szukajace swojego rycerza.
Gdyby taka oto niewiasta dostała jednego tulipana od kolegi w pracy - raczej by go nie taszczyła dumna do domu autobusem. Zanim by dotarł do domowego wazonu - pewnie zostałby stracony w zatłoczonym i zakorkowanym autobusie...
Gdyby taka oto niewiasta dostała taki piękny i pękaty bukiet jak wszystkie inne koleżanki w pracy - oznaczałoby to, że ma bogatego kolegę w pracy bądź wylewnego szefa... to sie raczej nie zdarza!
Gdyby taka oto niewiasta miała meża, dziecko czy babcie w domu - nie taszczyłaby takiego kwiecia przez pół miasta żeby pochwalić sie w domu i doprowadzić do wyrzutów sumienia czy rozwodu...
Tak wiec taka oto niewiasta zapewne była na spotkaniu z lubym, dostała w pracy od kolegi z którym romansuje albo też kupiła innej...dlatego też była pięna, młoda i zgrabna...
Ja wiec wracałam brzydka i bez kwiecia do domu, córeczki i męża. Po drodze do klatki dostałam życzenia od czekającej na mnie rodziny z wytłumaczeniem, iz kolejka z kwiaciarni wychodziła na ulicę a z małym dzieckiem nie będzie stać przecież tak długo za jednym kwiatem....

Miłej nocy!

poniedziałek, 5 marca 2012

nic nowego...

Dostałam wyróżnienie od Amarant.art    


Bardzo serdecznie dziękuję! Choć raczej tylko ta jedna, bardzo miła osóbka, z którą udało mi się wspaniale współpracować, będzie czytała ten post i ogólnie bloga ... :)

Nic nowego... i nic odkrywczego tutaj nie napiszę... ale rewanżem postanowiłam napisać coś, bo  ta strona zaczyna pokrywać się penicyliną...

Nie wiem czy Wy też tak macie. Ale najciekawsze pomysły wpadają mi do głowy zawsze wieczorem, już jak leżę sobie smacznie pod kołderką. Wtedy obmyślam swoje plany na jutro, szukam weny i znajduję pomysł na wiersz, rysunek albo nowy temat bloga i... zasypiam a rano nic nie pamietam!!... koszmarne!
Miałam ostatnio ponad cztery grube tematy do omówienia tutaj... i zapomniałam o conajmniej połowie ;-DD


Nie wszyscy wiedzą że jestem dosyć młodą mamą. Mój staż wynosi obecnie rok, jeden miesiąc i kilka dni. Jestem z tych mam, co uważają, że choćby sie paliło, waliło, choćbym miała brudne zęby, włosy czy nogi - wyjść z dzieckiem na spacer muszę każdego dnia (no może pomijając jakieś solidne wichury urywające łeb przy nogach...)! Zimą nie ma problemu z tymi niedoskonałościami maminymi - czapką zakryje sie rozczochrane i zabrylantowane włosy, na nogi założy sie grube rajstopochy i spodnie a uśmiechać sie nie będę - bo zima przecież!
Najgorsze jest jednak w tym wszystkim to - że zawsze wychodząc w pośpiechu z dzieckiem - mamy wiedzą, czemu w pośpiechu... dziecko krzyczy, że jest w kombinezonie i że mu gorąco, że ta wielka osoba którą jest mama zakłada mu pomimo wszelkich sprzeciwów czapkę jak ono chce mieć gołą głowę! itede itepe... - zapominam o rękawiczkach...
Tym oto sposobem sama dobrowolnie nabawiłam się popękanej skóry na dłoniach i ogólnie wyglądały przez pewien czas jak bym pracowała przy przerzucaniu węgla sześćdziesiąt godzin na dobę na świeżym powietrzu...

Tak wiec przed świętami nakierowywałam wszystkich dobrowolnie na pomysł kupna kremu do rąk dla moich tragicznych dłoni. Sama wiele nie wymagam. Jestem z tych, co uwielbiają robić prezenty. Osobiscie nie muszę ich dostawać. Wiadomo - teraz dziecko najważniejsze. Więc ze wszystkich stron dostawałam jako prezent główny: krem do rąk. Prezenty poboczne: skarpetki albo majtki.
Te ostatnie dosyć mocno mi były potrzebne. Mam wrażenie, ze moje majtki same wychodzą z domu i nie wracają... Wciaz mam ich mało!...
Za to kremów do tych moich rąk!... mam conajmniej pięć tubek. Każdy stoi w innym miejscu w mieszkaniu. Jeżeli wiec kiedykolwiek wybuchnie jakis atak paniki - napewno nie będę go szukała w pośpiechu, bo spokojnie dosięgnę z każdego kąta w mieszkaniu. Kilka jeszcze stoi nienaruszonych. Mam pewny dziwny nałóg schowania choć jednej tubki w szafce do której nie zaglądam... zeby tam stał na wszelki wypadek... znów to chomikowanie... jak każda normalna-nienormalna kobieta, jest zapas nie do naruszenia!

Tak o wszystkim i o niczym... dziś się kładę z kartką i długopisem i latarką pod głową!
Dobrej nocy!

wtorek, 24 stycznia 2012

chomikowanie i marnotrastwo...

Muszę się przyznać - ja także jestem typem ogromnego chomika w tych sprawach...

Wiem, że to okropne przyzwyczajenie, ale nie znam kobiety - małej czy dużej, grubej czy chudej, brzydkiej czy brzydszej - która nie miałaby w szafie zapasu żelu pod pysznic, który trzyma "na czarną godzinę"...

Oczywiście ta czarna godzina raczej nie nastąpi, bo przecież w ciagu jednego tygodnia nie zużyjemy nagle 0,5l żelu pod prysznic (mówię o statystycznej Polce...), i nagle nie odwiedzi nas tabun brudnej rodziny która będzie korzystała z łazienki aż do wyczerpania zapasu ciepłej wody w okolicy...

Osobiście mam tylko i aż dwa żele. Jeden Ziaja - 0,5l, oliwkowe mydło pod prysznic. Kupiłam właśnie na tą czarną godzinę, bo decydujac sie na wychowawczy nigdy nie wiadomo, na co bedzie nas stać za miesiac...Takie miałam wtedy wytłumaczenie...
Drugi dostałam na gwiazdkę w zestawie z kremem do rąk (to inna historia będzie...), i oczywiscie boje sie go zużyć, bo to prezent i trzeba znaleźc okazję aby go otworzyć... a nie ukrywajmy - siedząc dzień w dzień z małym dzieckiem w domu - nie czuję szczególnej potrzeby by zapienić się na godzinę super pachnącym specyfikiem... wątpię, żeby mąż wieczorem to docenił, raczej stwierdzi - po co sie tak wystroiłaś i wymalowałaś?!...(to znów inna historia, nieprawdaż?)
Mam jeszcze perfumowane mydełko z Ives Roche które mąż dołączył do - uwaga - zeszło-zeszło rocznego bożonarodzeniowego prezentu. Ale jeszcze pachnie i wierzę w jego właściwości myjące nawet po dwóch latach! Też jednak mam dylemat, kiedy go użyć...

To gromadzenie jest i tak bez sensu, gdyż nawet, jak wiem, że nie mam pieniedzy, pojawię sie prędzej czy później w jakimś sklepie z pachnidłąmi i kupię kolejną butelkę na zapas...po promocyjnej cenie i w wiekszym opakowaniu...

Eh głupota babska nie zna granic, moja szafka w łazience ma jednak swoje granice. I uczciwie ogłaszam wszem i wobec - iż zanim kupię kolejne - zużyję  wszystko do mycia co posiadam w swoich domowych zakamarkach! Ominę tylko płyn do zmywania...

PS. Mam nadzieję, że za miesiac czy dwa nie napiszę, iż przez moja głupotę zużywania wszystkiego znalazłam sie pod prysznicem mokra i mogłam sobie umyć jedynie zęby gdyż zabrakło mi czegos śliskiego do wyczyszczenia pach i szyi...

Zachęcam do podobnych przygód i do zużywania tego, co ma sie w domu :):):)

poniedziałek, 2 stycznia 2012

bez wstępu - bez rozsterek

Gacie.

Wszystko fajnie dopóki masz sylwetkę w stylu: kości, mieśnie i sucha skóra na pupie.

Zaczyna się pod górkę, gdy kupując najmniejszy rozmiar: czyli eseczkę, widzisz jakieś wychodzące spod bikini tudzieź spod paseczków stringowych - wielkie albo niewielkie (Twoja sprawa do których się przyznasz) wałeczki  jędrnego tłuszczyku....

Proponuję lepiej kupić rozmiar pasowny, bądź nieco większy (bez urazy, ale jak kupimy emeczkę czy elkę świat się nie zawali a Ty będziesz mogłą luźniej ruszać pupą), by - jeżeli naprawdę chcesz te wchodzące miedzy pośladki niesmaczne sznureczki - nie zaskakiwać samej siebie w pierwszym lepszym lustrze i nagle nie wciagać brzucha bądź nie spinać pośladków.

Zastanówmy się wcześniej, czy co chwila chcemy się męczyć w obcisłych gaciach. Zastanówmy się, kogo oszukujemy kupując mniejszy rozmiar :) nie lepiej mieć wygodnie i luźno i nie bać się że koleżanka z pracy znajdzie przypadkiem (bo przypadkiem źle staniesz bądź źle usiądziesz nie wciagając brzucha z flakami aż pod łopatki) Twoje własne tłuszczyczki?...

Postawmy na:

gacie

a nie na: